Kim jesteście? cz. 1
Przyszedłem do
Lasku Verby żeby się przejść. Zobaczyłem jakąś wilczyce, która
wpatrywała się w drzewa. Podszedłem do niej i siadłem obok.
-Po co tu przyszedłeś?-spytała wilczyca.
-Skoro nie chcesz, żebym tu był to sobie pójdę-powiedziałem i powoli zacząłem odchodzić.
-Nie, stój!-krzyknęła wadera-dlaczego przyszedłeś właśnie tu skoro jest tyle terenów?
-Jestem inny niż wszyscy-odpowiedziałem.
-To zupełnie tak jak ja-powiedziała.
-Jak się nazywasz?-spytałem z ciekawości.
-Oh... Nie przedstawiłam się, jestem Schanell.
-Ładnie-powiedziałem z zachwytem.
-A ciebie? Jak zwą?-spytała Schanell.
-Mnie zwą Shiru-powiedziałem.
-Czekaj jesteś biały, masz na imię Shiru ty musisz należeć do mojej rodziny!-krzyknęła wilczyca.
-To nie możliwe-odpowiedziałem stanowczym głosem.
-Muszę już iść, obiecaj mi, że jutro tu będziesz ok?
-Dobrze.
Wadera
pobiegła, a ja postanowiłem dowiedzieć się czy na prawdę należę do jej
rodziny. Pobiegłem za nią, aż doszedłem do opuszczonego domu.
Przypomniałem sobie że tu moja matka zginęła, a wszyscy inny się mnie
zrzekli! W pewnym momencie za mną stał duży wilk.
-Wróciłeś!-powiedziałem ciężkim głosem.
Nie wiedziałem
co robić zacząłem biec dotarłem do jakiejś jaskini. I tam przenocowałem.
Niestety na kolejny dzień wilk który za mną biegł skoczył na mnie i
zostawił mi uraz (dość duży). Po bitwie zobaczyła mnie Schanell i do
mnie podbiegła.
-Nic Ci się nie stało?-spytała.
-Nie należę do twojej rodziny i nigdy do niej należeć nie będę!-krzyknąłem, skłamałem, że nie należę ale to było konieczne.
Wadera objęła
mnie swoją łapą, ale ja poszedłem dalej. Miałem żal do Schanell, że
chociaż tam była nic nie zrobiła. Cały we krwi doszedłem do watahy.
Wszyscy się na mnie patrzyli, bo jestem biały więc czerwona krew była
zbyt rażąca. Po chwili wszedłem do mojej jaskini.